W moim rodzinnym
domu w takiej postaci zawsze podawany był śledź. Tu, gdzie teraz mieszkam, po świeżego
śledzia musiałabym robić dalekie wycieczki, wiec robię ją z ryb, które akurat
dostanę. Nie ma to takiego znaczenia, zalewa octowa i tak przejmuje dowodzenie
jeśli chodzi o smak, niemniej dla mnie zawsze najlepsze będą podane w ten sposób
śledzie.
Lekko osolone ryby
smażymy na oliwie. Można je tez odrobinę poprószyć papryka i czosnkiem, ale
niekoniecznie. Układamy w naczyniu (najlepiej takim ze szczelna przykrywką).
Przygotowujemy zalewę:
- 2 szklanki wody;
- 2 cebule pokrojone w plasterki podsmażone w oliwie po smażeniu śledzi;
- 2 liście laurowe;
- 2 kulki ziela angielskiego;
- sól do smaku;
- odrobina stewii do smaku;
- pól szklanki octu.
Idealne są po 2-3 dniach w zależności od wielkości ryby. Jeśli smak jest za mało "wyraźny" dolewamy octu lub dosypujemy soli- powinno pomóc ;)
Niestety nie potrafię podąć dokładnych ilości soli i stewii- różne są preferencje,
różna intensywność soli. Według mnie sól kamienna jest o wiele mocniejsza od
morskiej, sucha morska mocniejsza od tej bez antyzbrylaczy. Stewia może być zbita,
może być tez w bardzo lekkim proszku. Trzeba dobrać swoje proporcje- zalewa
musi być mocna, żeby ryba nie była jałowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz