Zainspirowana przepysznym pasztetem z porto, który podała moja przyjaciółka stworzyłam 3 własne kombinacje: pomidorowy, z orzechami włoskimi i z calvadosem. Od tradycyjnego pasztetu rożni się głownie tym, że składniki nie są ze sobą zmielone i składniki nie są wcześniej gotowane. Taki miks pieczeni rzymskiej i pasztetu.
Na bazę potrzebować będziemy:
- 800 g kurzych wątróbek;
- 800 g wołowiny;
- 800 g niezbyt tłustego boczku;
- 2 duże cebule;
- 3 jajka;
- 50 mielonych migdałów;
- 9 liści laurowych;
- 1/2 szklanki wody;
- sól, przyprawy: pieprz, papryka ostra, czosnek, tymianek, majeranek, gałka muszkatołowa i lubczyk.
Liście laurowe zalewamy 1/2 szklanki wrzącej wody. Wołowinę i boczek mielimy maszynką do mięsa. Wątróbki oczyszczamy i podsmażamy na patelni do zarumienienia (krótko i intensywnie, w środku powinny być jeszcze surowe), soląc je na samym końcu smażenia. Wątróbki studzimy i siekamy na male kawałki. Do mielonego mięsa wrzucamy kawałki wątróbek, jajka, migdały, posiekaną drobno cebulę, wlewamy wodę z zaparzonych liści laurowych (już przestudzoną). Doprawiamy solą i przyprawami (odważni próbują na surowo, ja smażę mały testowy kotlecik).
Masę podzieliłam na 3 części. Do pierwszej wrzuciłam 2 koncentraty pomidorowe, do drugiej 1/3 szklanki Calvadosu, do trzeciej pół szklanki pokruszonych orzechów włoskich i 2 łyżki kwaśnej śmietany.
Każdą cześć wkładamy do osobnego naczynia żaroodpornego, ugniatając masę dość mocno. Na każdej układamy 3 liście laurowe- dają niesamowity aromat podczas pieczenia. Naczynia przykrywamy szczelnie folią aluminiową i pieczemy godzinę w 200°C. Następnie zdejmujemy folię (nie wyrzucamy!) i przypiekamy na termoobiegu do przyrumienienia (około 10 minut).
Po upieczeniu wyjmujemy z piekarnika, przykrywamy ponownie folią i mocno obciążamy (przygniatamy) pasztet. U mnie wyglądało to w ten sposób: naczynie z pasztetem, folia aluminiowa, torebka kaszy owinięta w ściereczkę, następne naczynie z pasztetem (itd), a na samej górze jeszcze 3 ciężkie szklane miski. Zostawiamy tak do całkowitego wystygnięcia.
Pasztet w tej konsystencji jest miłą odmianą, a wersja z Calvadosem dla mnie wprost nieziemska. Mojej drugiej połowie najbardziej smakowała wersja pomidorowa. Zachęcam do wypróbowania innych opcji- pieczarki, grzyby leśne, orzechy laskowe lub inne dodatki. Dodatkowa taka wersja pracy i czasu wymaga zdecydowanie mniej niż tradycyjny pasztet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz